- Na zakupach
- Na zakupach
Warszawa: Loft story, czyli buty szyte ręcznie
Jeśli wpadniecie do Warszawy, to nie tylko po to, żeby zobaczyć Wilanów. Przy okazji możecie też uzupełnić garderobę.
Zaczynały, gdy moda na wszystko, co ręcznie robione, rozkręciła się w Polsce na dobre. Dla butów Joanna Trepka porzuciła, ale bez żalu, posadę prawniczki, a Paulina Ada Kalińska urządzanie wnętrz i pracę stylistki. Dlaczego buty? Bo nie miały gdzie ich kupować. Wszędzie było to samo, wszędzie królowała czerń. A oryginalne kosztowały krocie. Loft 37.pl (loft, bo lubią lofty, 37 – bo obie mają taki rozmiar) wymyśliły najpierw jako sklep w internecie. Teraz mają już cztery salony w Warszawie i Poznaniu. Botki, kozaki, szpilki, baleriny, sztyblety można u dziewczyn kupić (są modele także dla panów i zaczynają pojawiać się dla dzieci) albo samemu zaprojektować. Każda para szyta jest ręcznie i wyłącznie ze skór. Mają do wyboru ponad sto kolorów. Ostatnio pojawiły się torby. Za chwilę będzie biżuteria. A Joanna i Paulina nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa.
Zacznijmy od… butów. Co macie dziś na sobie?
Paulina: No to wpadłam (śmiech). Botki, styl grunge’owy, z klamrą, firmy ASH. Na usprawiedliwienie dodam, że kupiłam je, zanim powstał Loft. Ale tak naprawdę rzadko chodzę w butach innej firmy, bo same testujemy każdy nasz model.
Joanna: Ja jestem bez zarzutu (śmiech) – buty z Loft 37, Simple Sztyblet, świecący granat.
Loft 37 to dziś...?
P: Dwadzieścia pięć osób.
A zaczynałyście tylko we dwie, w garażu, trochę jak Irena Eris ze swoimi kremami?
P: We dwie, nie licząc rodziny i znajomych, którzy nas wspierali. Wyglądało to tak: z przyjaciółką samochodami przywoziłyśmy do mnie do garażu worki z butami. Tam je pakowałyśmy w zaprojektowane przez nas pudełka. Piętro wyżej mój tata wiązał sznurówki i kokardki, a ja w tym czasie biegłam na giełdę kwiatową po bibułki. A potem z towarem jeździłyśmy na hipsterskie targi.
J: Oj tak, to była niezła zabawa połączona z megaciężką pracą.
Aż w końcu pojawiłyście się w telewizji śniadaniowej, a wtedy klienci zaczęli ustawiać się w kolejce…
J: Aż tak to nie, ale rzeczywiście mocno się ruszyło. Ludzie zasypywali nas mailami i telefonami, na nic innego już mi nie starczało czasu. Pisali listy i dołączali zdjęcia ukochanych butów, ba, czasem nawet je wysyłali. Na wzór, żebyśmy zrobiły identyczne. Klientki zjeżdżały do domu Pauliny na konsultacje.
P: Efekt był taki, że siedzę sobie kiedyś w Starbucksie i nagle jakaś pani rzuca mi się na szyję i całuje. Okazało się, że to jedna z pierwszych klientek. Z butami jest jak z modą, wszystko już było.
Czym wy się wyróżniacie?
P: Nowej konstrukcji raczej nie wymyślimy, ale detal, kolor – to nasza siła.
J: Paulina jest mistrzynią kolorów. Ma dobre oko. Pamiętam, jak połączyła szary z kiwi albo pomarańcz z różowym. Myślałam wtedy: to się w życiu nie sprzeda, a sprzedawało się bardzo dobrze. Polki polubiły kolory: pudrowy róż, miętę, biel, gorzej jest z Polakami, nadal są konserwatywni w tym względzie. W każdej kolekcji mamy też jakiś zabawny detal: były serduszka, kokardki, wstążeczki, zawieszki-pistolety, teraz jest koniczynka (srebrna lub złota), szczęśliwy numerek (można sobie zażyczyć wyhaftowanie go na butach). U nas ciągle coś się dzieje.
Gdzie szukacie pomysłów?
P: Oglądam pokazy mody, wnętrzarskie gadżety, rozglądam się dookoła, kiedy jestem w podróży. Serwetka w knajpie, bluzka nieznajomej Francuzki, wszystko może zainspirować. Chcecie powiedzieć, że kiedy inne firmy wydają grube tysiące na fachowców, którzy głowią się, co będzie modne w nadchodzącym sezonie, wy chodzicie po ulicach, knajpach i już wszystko wiecie?
P: Tak. Mamy nosa. Uwielbiam ulice, zwłaszcza te paryskie. Paryżanki są ekstra i jak na nie patrzę, to mam od razu tysiąc pomysłów. Kiedy zrobiłyśmy swoje pierwsze buty, to tam właśnie pojechałyśmy. Kobiety nas zaczepiały i pytały, co to za marka. Wiedziałam, że będzie dobrze.
Najbardziej szalone zamówienie?
P: Ostatnio pewna Szwedka zażyczyła sobie botki, w których każda część – obcas, cholewka, podeszwa – miała być w innym kolorze. Nawet nasi pracownicy pytali, czy na pewno wiemy, co robimy.
A czego byście nie zrobiły?
J: Nie kopiujemy cudzych pomysłów i kiedy ktoś zamówił u nas buty z czerwonymi podeszwami, odmówiłyśmy. Takie podeszwy wymyślił już ktoś przed nami, a konkretnie Christian Louboutin.
Kto jest kim w waszym duecie?
J: Ja jestem organizatorką i zarządzam zasobami ludzkimi, Paulina to artystyczna dusza.
P: Oj tak, ja nawet w domu nie potrafię zarządzać (śmiech).
J: Najchętniej zatrudniam numerologiczne Jedynki, bo to świetni organizatorzy.
Interesujesz się astrologią?
J: Obie się interesujemy (śmiech). Pamiętasz, Paulina, jak raz poszłyśmy do wróżki? Cudów nam naopowiadała, a potem sklep musiałyśmy zamknąć (śmiech). Ale w Jedynki nadal wierzę.
Kontakt
Mokotowska 52A
www.loft37.eu