werandcountry.pl weranda.pl
Reklama - Kontynuuj czytanie poniżej
  • Na zakupach
  • Na zakupach

Warszawa: Loft story, czyli buty szyte ręcznie

autor: Katarzyna Sadłowska

Jeśli wpadniecie do Warszawy, to nie tylko po to, żeby zobaczyć Wilanów. Przy okazji możecie też uzupełnić garderobę.

Zaczynały, gdy moda na wszystko, co ręcznie robione, rozkręciła się w Polsce na dobre. Dla butów Joanna Trepka porzuciła, ale bez żalu, posadę prawniczki, a Paulina Ada Kalińska urządzanie wnętrz i pracę stylistki. Dlaczego buty? Bo nie miały gdzie ich kupować. Wszędzie było to samo, wszędzie królowała czerń. A oryginalne kosztowały krocie. Loft 37.pl (loft, bo lubią lofty, 37 – bo obie mają taki rozmiar) wymyśliły najpierw jako sklep w internecie. Teraz mają już cztery salony w Warszawie i Poznaniu. Botki, kozaki, szpilki, baleriny, sztyblety można u dziewczyn kupić (są modele także dla panów i zaczynają pojawiać się dla dzieci) albo samemu zaprojektować. Każda para szyta jest ręcznie i wyłącznie ze skór. Mają do wyboru ponad sto kolorów. Ostatnio pojawiły się torby. Za chwilę będzie biżuteria. A Joanna i Paulina nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa.

Zacznijmy od… butów. Co macie dziś na sobie?
Paulina: No to wpadłam (śmiech). Botki, styl grunge’owy, z klamrą, firmy ASH. Na usprawiedliwienie dodam, że kupiłam je, zanim powstał Loft. Ale tak naprawdę rzadko chodzę w butach innej firmy, bo same testujemy każdy nasz model.
Joanna: Ja jestem bez zarzutu (śmiech) – buty z Loft 37, Simple Sztyblet, świecący granat.

Loft 37 to dziś...?
P: Dwadzieścia pięć osób.

A zaczynałyście tylko we dwie, w garażu, trochę jak Irena Eris ze swoimi kremami?
P: We dwie, nie licząc rodziny i znajomych, którzy nas wspierali. Wyglądało to tak: z przyjaciółką samochodami przywoziłyśmy do mnie do garażu worki z butami. Tam je pakowałyśmy w zaprojektowane przez nas pudełka. Piętro wyżej mój tata wiązał sznurówki i kokardki, a ja w tym czasie biegłam na giełdę kwiatową po bibułki. A potem z towarem jeździłyśmy na hipsterskie targi.
J: Oj tak, to była niezła zabawa połączona z megaciężką pracą.

Aż w końcu pojawiłyście się w telewizji śniadaniowej, a wtedy klienci zaczęli ustawiać się w kolejce…
J: Aż tak to nie, ale rzeczywiście mocno się ruszyło. Ludzie zasypywali nas mailami i telefonami, na nic innego już mi nie starczało czasu. Pisali listy i dołączali zdjęcia ukochanych butów, ba, czasem nawet je wysyłali. Na wzór, żebyśmy zrobiły identyczne. Klientki zjeżdżały  do domu Pauliny na konsultacje.
P: Efekt był taki, że siedzę sobie kiedyś w Starbucksie i nagle jakaś pani rzuca mi się na szyję i całuje. Okazało się, że to jedna z pierwszych klientek. Z butami jest jak z modą, wszystko już było.

Czym wy się wyróżniacie?
P: Nowej konstrukcji raczej nie wymyślimy, ale detal, kolor – to nasza siła.
J: Paulina jest mistrzynią kolorów. Ma dobre oko. Pamiętam, jak połączyła szary z kiwi albo pomarańcz z różowym. Myślałam wtedy: to się w życiu nie sprzeda, a sprzedawało się bardzo dobrze. Polki polubiły kolory: pudrowy róż, miętę, biel, gorzej jest z Polakami, nadal są konserwatywni w tym względzie. W każdej kolekcji mamy też jakiś zabawny detal: były serduszka, kokardki, wstążeczki, zawieszki-pistolety, teraz jest koniczynka (srebrna lub złota), szczęśliwy numerek (można sobie zażyczyć wyhaftowanie go na butach). U nas ciągle coś się dzieje.

Gdzie szukacie pomysłów?
P: Oglądam pokazy mody, wnętrzarskie gadżety, rozglądam się dookoła, kiedy jestem w podróży. Serwetka w knajpie, bluzka nieznajomej Francuzki, wszystko może zainspirować. Chcecie powiedzieć, że kiedy inne firmy wydają grube tysiące na fachowców, którzy głowią się, co będzie modne w nadchodzącym sezonie, wy chodzicie po ulicach, knajpach i już wszystko wiecie?
P: Tak. Mamy nosa. Uwielbiam ulice, zwłaszcza te paryskie. Paryżanki są ekstra i jak na nie patrzę, to mam od razu tysiąc pomysłów. Kiedy zrobiłyśmy swoje pierwsze buty, to tam właśnie pojechałyśmy. Kobiety nas zaczepiały i pytały, co to za marka. Wiedziałam, że będzie dobrze.

Najbardziej szalone zamówienie?
P: Ostatnio pewna Szwedka zażyczyła sobie botki, w których każda część – obcas, cholewka, podeszwa – miała być w innym kolorze. Nawet nasi pracownicy pytali, czy na pewno wiemy, co robimy.

A czego byście nie zrobiły?
J: Nie kopiujemy cudzych pomysłów i kiedy ktoś zamówił u nas buty z czerwonymi podeszwami, odmówiłyśmy. Takie podeszwy wymyślił już ktoś przed nami, a konkretnie Christian Louboutin.

Kto jest kim w waszym duecie?
J: Ja jestem organizatorką i zarządzam zasobami ludzkimi, Paulina to artystyczna dusza.
P: Oj tak, ja nawet w domu nie potrafię zarządzać (śmiech).
J: Najchętniej zatrudniam numerologiczne Jedynki, bo to świetni organizatorzy.

Interesujesz się astrologią?
J: Obie się interesujemy (śmiech). Pamiętasz, Paulina, jak raz poszłyśmy do wróżki? Cudów nam naopowiadała, a potem sklep musiałyśmy zamknąć (śmiech). Ale w Jedynki nadal wierzę.

  • Zdjęcia: Loft 37, Hadrian Kubasiewicz
    Zdjęcia: Loft 37, Hadrian Kubasiewicz
  • Zdjęcia: Loft 37, Hadrian Kubasiewicz
    Zdjęcia: Loft 37, Hadrian Kubasiewicz
  • Zdjęcia: Loft 37, Hadrian Kubasiewicz
    Zdjęcia: Loft 37, Hadrian Kubasiewicz
  • Zdjęcia: Loft 37, Hadrian Kubasiewicz
    Zdjęcia: Loft 37, Hadrian Kubasiewicz
  • Zdjęcia: Loft 37, Hadrian Kubasiewicz
    Zdjęcia: Loft 37, Hadrian Kubasiewicz

Kontakt

Loft 37
Warszawa
Mokotowska 52A
www.loft37.eu

Zostań z nami

Bądź na bieżąco