- Od kuchni
- Restauracje
Gwardia dobrego smaku: co i od kogo zjeść w Hali Gwardii?
Hala Gwardii, do niedawna pusta i odrapana siostra tętniącej życiem, kultowej Hali Mirowskiej, długo czekała na swoją kolej. Od kilku tygodni karmi wszystkich foodies w stolicy. Sprawdziliśmy, gdzie i co warto tam zjeść.
Zbudowane na początku XX wieku wspólnie były największą handlową przestrzenią w mieście. Po II Wojnie Światowej jedną z nich zamieniono w Milicyjny Klub Sportowy „Gwardia”, główne miejsce treningów i walk bokserskich. O tej sportowej historii przypomina zachowany ring rodem z filmów o Rocky’m Balboa, który służy za scenę oraz niewielkie muzeum historii boksu. Bo poza kulinariami organizatorzy zadbali też o kulturalne wydarzenia. W ciągu dnia dzieciaki można podrzucić na warsztaty rękodzielnicze lub kulinarne, samemu sprawdzić co aktualnie proponuje Fundacja Bęc Zmiana, a wieczorem wpaść na koncert lub imprezę z DJ’em. Ale przede wszystkim do Hali Gwardii przychodzi się dla jedzenia.
Podzielona na dwie części olbrzymia sala zaspokoi każdą kulinarną zachciankę jaka tylko przyjdzie wam do głowy. Jako, że zakupów nie powinno robić się z pustym brzuchem najpierw skierujcie się do części gastronomicznej, gdzie stoiska mają ulubione przez warszawiaków restauracje i jadłodajnie, a wśród nich nie zabrakło też paru nowości.
Koniecznie skuście się na mięciutką bułkę z genialną kiełbaską od DogiDoga. Szczególnie wart polecenia jest hot dog z kimchi, majonezem z mango i czarnym sezamem. Brazylijski grill churrasco od Brasil on The Plate to spełnienie marzeń mięsożerców, a jeżeli rozsmakujecie się w latynoskich specjałach koniecznie odwiedźcie też San EscoBar, jedyny lokal w Warszawie serwujący genialne kolumbijsko-wenezuelskie arepas nadziewane czarną fasolą, awokado, szarpanym mięsem i plantanami, które świetnie dogadują się z frytkami z yuci. A jeżeli wasze kubki smakowe lepiej dogadują się z potrawami ze Starego Kontynentu na jesienną słotę najlepszy będzie raclette od Melt Cheese&Wine. Porcja gęstego, roztopionego sera na chrupiącym pieczywie w towarzystwie kieliszka wina…. w ciemno! Kto odważy się zaryzykować?
Żeby spróbować wszystkich przysmaków będziecie musieli odwiedzić halę przynajmniej kilkanaście razy i to jest kolejny plus. Nie sposób się znudzić tutejszą kuchnią. Pszenne placki przypominające pizzę, czyli flammkuchen od Flamm, wegańskie mezze w Tel Avivie i Bar Nie Tylko Mleczny już czekają w kolejce do pożarcia. A jeśli zamiast street foodowych stoisk i dzielenia stołu z nieznajomymi wolicie bardziej elegancką atmosferę zajrzyjcie na pięterko. W Smaku Brasserie czeka na was talerz ostryg albo piętrowy, imponujący talerz owoców morza. Jedyną, jak to tej pory, skuchą był ramen w Shiso – mało esencjonalny wywar z rozgotowanym makaronem to najgorszy ramen jaki jadłam w Warszawie.
Kiedy napełnicie brzuchy, zamiast opuszczać stare mury, udajcie się jeszcze na przechadzkę alejkami z regionalnymi produktami. Świeże ryby słodko i słono wodne, ostrygi, kilka stoisk z tradycyjnym pieczywem, zagrodowe sery polskie (moje ulubione od A Żeby Kózka) i cudowne stoiska z dojrzewającymi włoskimi, francuskimi i holenderskimi. U Laurent Brayon znajdzie się nawet lawendowa gouda! Cudowne oleje z czarnuszki, dyni i lniany od Olejowe Smaki koniecznie powinny znaleźć się w waszej spiżarni zaraz obok regionalnego miodu od Mazowieckiego Bartnika. Zajrzyjcie też na stoisko Dzikiego Kaczora, opowieści o kiełbasach z dzika, suszonych wędlinach z jelenia i spróbowaniu dzikich kabanosów sprawią, że będziecie stałymi klientami. Tylko pamiętajcie, żeby przyjść tutaj z wypchanym portfelem – wysokie ceny to chyba największy minus tego miejsca.
Kontakt
pl. Żelaznej Bramy 1
Targ: 8 -17
Strefa śniadań: od 8
Sklepy i strefa gastr.: 11 - 1
Smak Brasserie: 8 -1
Targ: 9 -17
Strefa śniadań: od 9