- Od kuchni
- Restauracje
Wrocław: spotkajmy się "pod nasypem"
Wpisując w wyszukiwarkę hasło „pod nasypem” możemy znaleźć kilka rozproszonych informacji o usługach, które prowadzone są wzdłuż ulicy Bogusławskiego i fragmentu Kolejowej we Wrocławiu. Żadna z nich nie oddaje jednak sedna, czym jest wrocławski nasyp, który znają tubylcy.
Industrialna przestrzeń, którą wyznaczają lokale umiejscowione pod wiaduktem kolejowym zaledwie kilka minut od Dworca Wrocław Główny i rytm przejeżdżających nad nimi pociągów, tworzy miejsce z niepowtarzalnym klimatem, który od kilku lat coraz bardziej przypomina słynne wiadukty z londyńskiego Brixton, fragment paryskiego Promenade Plantee – Le Viaduc des Arts, czy berliński Hackescher Markt.
Lokalny koloryt ulicy Bogusławskiego, jaką znamy współcześnie, kształtuje się od trzech dekad i niektóre z lokali usługowych oraz sklepów otwartych tu na początku lat 90. funkcjonują nadal. Mimo wszystko „nasyp” to określenie, które niewiele mówi przybyłym do Wrocławia, bo tym slangowym wyrazem posługują się mieszkańcy Dolnego Śląska chcący sprawniej umówić się na piwo, czy jedzenie w tej okolicy. Nie używają konkretnych nazw miejsc, bo jest ich wzdłuż Bogusławskiego i Kolejowej na tyle dużo, i w znacznej części są do siebie bardzo podobne, że w razie braku wolnych stolików w jednym z nich, można spacerując znaleźć wiele alternatyw.

„Nasyp” to około sześciuset kroków – sprawdziłam miarą własnych nóg – wzdłuż których toczy się życie wrocławskiej gastronomii. Wcześniej chodziło się tu głównie, by napić się niedrogiego czeskiego piwa i wiele więcej, ponad towarzystwo solonych orzeszków, nie można było oczekiwać. Na szczęście od kilku lat klimat tej lokalizacji zmienił się diametralnie i otworzyło się „pod nasypem” wiele wyróżniających się miejsc, dla których warto wpadać tutaj specjalnie.
Pizzeria Si
Wojciecha Bogusławskiego 89
Wszystko zaczęło się mniej więcej w 2016 roku od Pizzerii Si, która idealnie wpasowała się w zakrapiane biesiady „pod nasypem”. Nie ma po co szukać tutaj ortodoksji i starać się dopasować to miejsce do znanych pizza-mód. Ma być po prostu smacznie i tak właśnie jest. Jaki przepis ma na to Si? Nie za cienkie i nie za grube ciasto - odpowiednio długo fermentowane i finiszujące w piecu opalanym drewnem bukowym. Na ichniejszych plackach spoczywa aż piętnaście różnych kompozycji opartych w znacznym stopniu na produktach sprowadzanych z Włoch.


Menu zaczyna się od najbardziej ascetycznych marinary czy margherity. Przechodzi przez świetne wegetariańskie połączenia, takie jak Verdure z sosem pomidorowym, mozzarellą, rukolą, parmezanem, grillowanymi: cukinią, bakłażanem, papryką. Oblane oliwą cytrynową, którą możecie wybrać spośród kliku przygotowywanych na miejscu smakowych opcji, dają super umamiczny efekt. Wszystkożercy powinni spróbować zestawienia szynki, pieczarek, karczochów i anchois.
Co dwa tygodnie pojawia się też nowa propozycja – Pizza Speciale - z sezonowymi polskimi warzywami (czasami też owocami), czy włoskimi produktami klasy premium, których nie ma w podstawowym menu. Jeśli wolelibyście zjeść danie z mniejszą zawartością glutenu – Si oferuje też kilka sałatek. Pizzeria czynna jest do 23:30 i super sprawnie działa możliwość zabierania stąd pizzy do innych lokali – przydatne szczególnie dla tych, którzy chcieliby napić się „pod nasypem” czegoś więcej niż koncernowe piwa z Czech i domowe włoskie wino, które są dostępne w Si. A gdybyście spacer wzdłuż nasypu rozpoczynali z drugiej strony, tam również jest szansa na zjedzenie dobrego placka w pizzerii La Famiglia.
Cuda na Kiju
Wojciecha Bogusławskiego 69
Pozostając „pod nasypem” na wysokości Teatru Muzycznego Capitol, warto zajrzeć do Cudów na Kiju – do jedynego miejsce we Wrocławiu, którego karta dań złożona jest wyłącznie z szaszłyków. Ale żeby nie było nudno każdy z nich to zupełnie inna smakowa bajka. Nabija się tutaj na patyk różne mięsa: baraninę, kurczaka, wieprzowinę, znajdzie się też coś dla amatorów podrobów, owoców morza oraz roślinożerców. Te zasadnicze składniki ubrane są w style reprezentowane przez różne kuchnie świata – jest więc trochę azjatycko, trochę bliskowschodnio, tex-mex’owo i trochę jak w kurorcie nad Morzem Śródziemnym.


Udziec barani w południowych klimatach dosmaczony został chili, kminem rzymskim i anyżem, pierś z kurczaka w towarzystwie dyni, mleka kokosowego, trawy cytrynowej i słonecznika zabierze w podróż na Daleki Wschód, natomiast marynowane w soku z ogórków kiszonych, a później grillowane tofu z dodatkiem gruszki, czerwonej soczewicy i kaparów będzie smakowitą propozycją dla tych, którzy unikają mięsa w swojej diecie.
Będąc w Cudach możecie też napić się piwa z tak zwanego kija, leją się tu codziennie wrocławski Browar Stu Mostów, trzebnicki Browar Cztery Ściany oraz czeski Skalak, czy Primator. Można też połączyć szaszłyki z przystępnym cenowo i smakowo winem lub rzemieślniczymi nalewkami od Karola Majewskiego. Cuda na Kiju czynne są codziennie do 1.00 będąc tym samym dobrym miejscem na długą i smakowitą biesiadę.
Mercado Tapas Bar
Wojeciacha Bogusławskiego 15
Wrocławski świat kulinariów rozwija się bardzo dynamicznie, ale na modę na tapas, którą polska gastronomia odmieniła już przez wszystkie przypadki, zareagował z opóźnieniem. We Wrocławiu pierwsze miejsce z jakościowymi hiszpańskimi przekąskami otworzyło się dopiero półtora roku temu, właśnie „pod nasypem”. Kuchnię Mercado, założonego w hołdzie hiszpańskiej kulturze kulinarnej, prowadzi Alejandro de la Paz – Hiszpan z urodzenia. Menu zmienia się tutaj sezonowo, ale zawsze zawiera oliwki, pieczywo, croquetas, patatas bravas, hiszpańskie wędliny i sery.

Zasadniczą część proponowanych dań stanowią te z rybami i owocami morza, ale od początku są też wśród nich jagnięcina i policzki wołowe, dla których modyfikowany jest ich sezonowy anturaż. W Mercado jest również szansa, by zjeść tradycyjne desery z Półwyspu Iberyjskiego, takie jak: churros, czy crema catalana.
Tapas to w Hiszpanii codzienny rytuał zagryzania wina, w Mercado zaś traktuje się tę przekąskę z dużą uważnością – ciekawe formy i różnorodność użytych technik tworzy z nich śliczne i smakowite małe dania, które najlepiej zamawiać z grupą znajomych skupioną wokół stołu. Długim posiedzeniom w hiszpańskim klimacie pod wrocławskim „nasypem” dobrze robią też z pewnością serwowane tutaj wina – przystępne w odbiorze i cenie. Po sąsiedzku od Mercado możecie odwiedzić kolejne ciekawe miejsce utrzymane w klimatach neobistro – o Napie pisałam w tekście: Wrocław: restauracje bistro, które trzeba znać.
Siwy Dym
Wojecha Bogusławskiego 63
Było o jedzeniu, teraz czas na miejsca, w których „pod nasypem” nie warto wylewać za kołnierz. Po pierwsze Siwy Dym – lokal, który pamięta najdawniejsze czasy „nasypu”, ale któremu wciąż w dobrym stylu udaje się kroczyć z gastronomicznym duchem czasu.

Klimatyczna retro elegancja połączona z industrialem to dobre otoczenie, by poczuć się jak u siebie. Menu koktajli zmienia się tutaj sezonowo każdorazowo przynosząc około dziesięciu nowych pozycji.
Poza tym na kranach leją się prosecco i kraftowe piwa, na półkach zaś wysokoprocentowa kolekcja infuzji i jakościowe alkohole z różnych stron świata. W czwartki wpadajcie tu na jazzowe, funkowe i afrobeatowe granie.
Rusty Rat
Wojciecha Bogusławskiego 23
Kolejne alkoholowe miejsce, które warto mieć na uwadze - leży na drugim końcu osi czasu wrocławskiego „nasypu” – otworzyło się niecały rok temu - pod koniec 2018. To Rusty Rat prowadzone przez młodych ludzi, których dewizą jest: „wywołać uśmiech przez miksowanie alkoholi, o które trudno na sklepowych półkach”. Warto tu wpadać na dedykowane aktualnej porze roku gotowe kompozycje i po to, by spełniać swoje specjalne życzenia – spontaniczna ekipa baru jest gotowa wykombinować dla Was również coś autorskiego.
A gdyby tak wrócić do piwnych korzeni „nasypu”, ale nie nadziać się na miejsca, w których trybiki czasu zacięły się w niefortunnych momentach? Wtedy warto swoje kroki skierować na świeże czeskie piwo lub polskiego krafta i zajrzeć do Sielanki, Pociągu, Bazy, Bałaganu, Wytwórni, Huty albo do Czuła jest noc, o której wspominałam w tekście: Restauracje Wrocław: gdzie najlepiej przetrwać zimę.


Co jeszcze?
„Pod nasypem” można też posłuchać koncertów w kultowym Alive, który dźwięczy blusem, rockiem, metalem, popem i reggae. Można też wpaść do Babett – steampunkowego barbera połączonego ze studiem tatuażu, by przy dobrej kawie lub szklaneczce rumu nadać swojemu życiu nowego wyrazu. Przy Kolejowej i Bogusławskiego jest szansa zrobić dobre zakupy z ziołowym asortymentem w Kocance, zaopatrzyć się na kolejne eskapady w Skalniku, albo też kupić kilometry tkanin i firan. A ponad wszystko poczuć atmosferę Wrocławia, który przez swoją historię jest barwnym i smakowitym patchworkiem.