- W podróży
- W podróży
Z jaką kartą wyruszyć w podróż?
Jaką kartę bankową zabrać na zagraniczny urlop, żeby nie płacić za przewalutowanie transakcji po niekorzystnym kursie i płacić dodatkowych prowizji? Sprawdź, bo być może masz juz taką kartę w portfelu.
Ruszamy na wymarzoną majówkę, weekend and wakacje za granicą. Coraz więcej Polaków śmiało zabiera ze sobą kartę płatniczą. To nie tylko kwestia wygody i bezpieczeństwa. W ostatnich latach mogliśmy obserwować wysyp bankowych ofert, które pozwalają ograniczyć koszty platności kartami za granicą. Najpierw pojawiły się karty walutowe, potem tzw. wielowalutowe (lub multiwalutowe), a teraz coarz popularniejsze stają się tzw. karty bezspreadowe.
Płacić kartą czy gotówką?
Gotówką? Ją zawsze warto mieć przy sobie, bo nie każdy sklep akceptuje karty. By miało to jednak ekonomiczny sens, złotówki na euro czy dolary (w zależności od celu podróży) warto wymienić w tanim kantorze. Czyli jakim? Stanowczo odradzam wymianę walut na ostatnią chwilę w miejscach, które liczą sobie za wymianę jak za zboże. W kantorach na lotniskach czy dworcach kolejowych, koszt wymiany jednego euro czy dolara może być droższy o kilkadziesiąt groszy, a nawet złotówkę niż w tanich kantorach, a nawet w placówkach banków.
Ale coraz więcej Polaków śmiało zabiera ze sobą w zagraniczną podróż kartę płatniczą. To nie tylko kwestia wygody i bezpieczeństwa. W ostatnich latach mogliśmy obserwować wysyp bankowych ofert, które pozwalają ograniczyć koszty płatności kartami za granicą. Najpierw pojawiły się karty walutowe, potem tzw. wielowalutowe (lub multiwalutowe), a teraz coraz popularniejsze stają się tzw. karty bezspreadowe.
Oczywiście nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby za granicą płacić kartą debetową, którą bank wydał nam do konta złotowego. Ale płacenie taką kartą może okazać się bardzo drogą imprezą. Z reguły poza Polską działa ona tak, że najpierw transakcja przeliczana jest np. na euro po kursie ustalanym przez organizację płatniczą (Visa, MasterCard), a następnie nasz bank dokonuje drugiego przewalutowania z euro na złotówki po swoim kursie, często znacznie wyższym niż ten, który oferują np. kantory internetowe. Żeby tego było mało, niektóre banki obciążają klientów dodatkową prowizją za przewalutowanie, która może sięgać nawet 1-5 proc. wartości transakcji. Płacenie taką kartą może więc nas finansowo zaboleć.
Konto walutowe
Klienci polskich banków nie są jednak skazani na wysokie koszty walutowych przeliczeń. Od lat w większości banków uniwersalnych można założyć sobie konto walutowe, a bank wyda do niego specjalną kartę debetową. Załóżmy, że rachunek w restauracji wynosi 20 euro. Płacąc kartą walutową w euro z konta zniknie dokładnie taka kwota. Bez żadnych bankowych przeliczników i prowizji.
Ale to rozwiązanie może mieć kilka wad. Trzeba wsadzić do portfela kolejny plastik. Poza tym samo korzystanie z konta walutowego może kosztować. Np. Bank Millennium pobiera 1 euro miesięcznie za prowadzenie konta eurowego. Kilka banków pobiera opłaty za wydanie takiej karty, nawet 30 zł (mBank). Trzeba też uwzględnić koszt związany z zasileniem rachunku walutowego. Bo co z tego, że konto mamy za darmo, walutę kupimy stosunkowo tanio, jeśli za przelew walutowy np. z kantoru internetowego na nasze konto walutowe zapłacimy nawet 10 zł.
Karta wielowalutowa
Niektóre te niedogodności eliminują tzw. karty wielowalutowe. To nic innego jak karta wydana do konta złotowego, którą na co dzień płacimy w Polsce. Można ją jednak podpiąć do rachunków walutowych. Nie trzeba już nosić kilku kart w portfelu. Jeśli płacimy w Polsce, źródłem pieniądza będzie konto osobiste w złotych. Jeśli jedziemy np. do kraju, w którym walutą jest euro, karta automatycznie to rozpozna i będzie „zasysać” pieniądze z odpowiedniego rachunku walutowego. Karty wielowalutowe wydaje już blisko 10 banków. I z reguły nie trzeba płacić za korzystanie z kont walutowych.
Podobnie jak w przypadku kart walutowych, płacąc plastikami multiwalutowymi nie musimy martwić się o koszty przewalutowania – z konta zniknie dokładnie tyle, ile wynosił rachunek w sklepie czy restauracji.
Ale jest jedna rzecz, na którą trzeba zwrócić uwagę płacąc takimi kartami – chodzi o kontrolowanie, ile środków znajduje się na rachunku walutowym. Wróćmy do przykładu restauracji w kraju, w którym płaci się w euro. Rachunek wyniósł 20 euro. Jeśli na koncie walutowym znajdować się będzie mniej niż 20 euro, wówczas całą kwotę bank pobierze z konta złotowego, a wtedy narażamy się na niekorzystne przewalutowanie po kursie banku (to tak, jak płacenie kartą debetową, której używamy w Polsce).
Karta bezspreadowa
Jest też trzeci rodzaj kart, które bez stresu można zabrać za granicę. Co ciekawe, niektórzy z Was mogą mieć takie karty w portfelu, choć o tym nie wiedzą. Mam na myśli tzw. karty bezspreadowe. To karty debetowe wydane do konta złotowego. Ale nie trzeba mieć rachunków walutowych i martwić się o ich zasilanie. Transakcja przewalutowywana jest bowiem bezpośrednio z waluty płatności na złotówki po kursach organizacji płatniczych, które mogą konkurować ze stawkami oferowanymi przez tanie kantory internetowe.
W ten sposób rozliczane są transakcje wszystkimi kartami debetowymi wydanymi przez Bank Pekao dla klientów indywidualnych. Podobnie jest w przypadku kart Visa z oferty Banku Pocztowego i Getin Banku. Bezspreadową jest też karta kredytowa Citibank Wolrd Elite Mastercard Ultime oraz karty kredytowe z oferty PKO BP: Mastercard Platinum i PKO Infinite.
Ale to nie wszystko. Debetową kartę bezspreadową oferuje też mBank (Visa Świat Intensive), a od niedawna BNP Paribas (Karta Otwarta na Świat). Niestety, korzystanie z tych plastików nie jest tanie.
W mBanku najpierw trzeba założyć rachunek mKonto Intensive, które standardowo kosztuje 49,50 zł miesięcznie. Można tej opłaty uniknąć, jeśli co miesiąc na konto wpływa co najmniej 7000 zł. Koszt użytkowania karty to 10 zł miesięcznie. W BNP Paribas karta bezspreadowa wydawana jest co prawda do bezpłatnego „Konta Otwartego na Ciebie”, ale sama karta kosztuje 10 zł i nie ma możliwości anulowania tej opłaty.
W Polsce działa blisko 20 banków uniwersalnych i kilkanaście z nich ma ofertę kart walutowych lub wielowalutowych, a kilka instytucji oferuje karty bezspreadowe. Tylko kwestią czasu jest, kiedy kolejne banki zaproponują klientom rozwiązania, które pozwalają płacić za granicą bez stresu.
W jakiej walucie płacić?
Ale nawet z tanią kartą można nabawić się kłopotów płacąc za granicą. Operatorzy terminali płatniczych oferują usługę DCC (Dynamic Currency Conversion). Pozwala ona wybrać walutę, w której rozliczana będzie transakcja. Płacąc kartę wydaną do konta złotowego, przy terminalu możemy wybrać złotówki lub lokalną walutę, np. euro. Którą opcję wybrać?
Jeśli płacimy np. w strefie euro kartą w euro lub kartą wielowalutową, wówczas walutą transakcji powinno być euro, bo tylko wtedy nie poniesiemy żadnych kosztów związanych z przewalutowaniem. Oczywiście usługa DCC rozpozna kartę jako polską i zaproponuje zapłacenie w złotych. Należy taką propozycję zignorować i poprosić o rozliczenie transakcji w walucie lokalnej (np. w euro).
Jeśli płacimy np. w strefie euro kartą tzw. bezspreadową, to też wybierajmy rozliczenie w lokalnej walucie, w tym przypadku w euro. Chodzi o to, by nie dopuścić do przeliczenia transakcji na miejscu. Karta bezspreadowa pokazuje swoje korzyści wtedy, gdy to nasz bank przeliczy transakcję z lokalnej waluty na złote po dobrym kursie organizacji płatniczej.
Jeśli płacimy zwykłą kartą złotową, taką jaką codziennie używamy w polskich sklepach, to wybór waluty – złoty czy np. euro – nie jest już taki oczywisty. Wybierając złotówki, widzimy na terminalu kwotę w złotych, jaką zostanie ostatecznie obciążone nasze konto. Ta kwota uwzględnia już koszt przewalutowania w ramach usługi DCC, który może sięgać 10%. Radziłbym więc wybrać rozliczenie w lokalnej walucie. Nawet uwzględniając spread i prowizję banku może wyjść taniej.