werandcountry.pl weranda.pl
Reklama - Kontynuuj czytanie poniżej
  • W podróży

Erywań. Miasto, które trzeba zobaczyć i poczuć

autor: Tomasz Nowak

Erywań to tysiące lat historii zaklętej w murach jednego miasta. Tu, na tle potężnego Araratu, codzienność toczy się w rytmie starych ormiańskich melodii i nowoczesnych ulicznych beatów. Przeszłość przeplata się z teraźniejszością, monumentalne zabytki sąsiadują z awangardowymi galeriami, a tradycyjne bazary z modnymi kawiarniami. Erywań zaskakuje kontrastami, wciąga klimatem i zostaje w sercu na długo. To miasto trzeba nie tylko zobaczyć. Trzeba je poczuć, posmakować i pozwolić mu się oczarować.

Dzieje Armenii mierzy się inną miarą. Podczas gdy dzieje Polski liczy się w setkach lat, historia Ormian to lat tysiące. Pierwsza wzmianka o kraju ma 4000 lat, a już wtedy na tym terenie było „sześćdziesiąt cesarstw i setki miast”. Najstarsze narzędzia kamienne znalezione koło Erywania mają ponad pół miliona lat. Ormianie swój pierwszy rozbiór przeżyli 2500 lat temu, a odrodzenie w IV wieku naszej ery. Chrześcijanami zostali w 301 roku, 665 lat przed Polską, a 10 wieków wcześniej niż my, zaczęli pisać we własnym języku, używając liter, które nie zmieniły się do dziś. Ormianie rozumieli, że budowle można zburzyć, aby zatrzeć pamięć o ludziach ale słowa zapisane w księgach mają większą moc przetrwania i są ważnym symbolem narodowej tożsamości.

Położenie geograficzne Armenii nie było zbyt szczęśliwe. Wszystkie sąsiednie mocarstwa dążyły do jej podboju i zniewolenia mieszkańców. Jej dzieje, wypełnione były walką o przetrwanie. Przez z górą 2000 lat groziła Ormianom totalna zagłada. Groziła im jeszcze w XX wieku, kiedy to miała miejsce Rzeź Ormian, pierwsze ludobójstwo tamtego wieku.

Erywań
Kaskada w Erywaniu
Erywań to tysiące lat historii zaklętej w murach jednego miasta. Fot. T. Nowak

Święte księgi

Aleja Mesorpa Masztoca to najdłuższa ulica Erywania - stolicy Armenii. Zwieńcza ją masywny budynek wtopiony w zbocze góry. To kompleks Instytutu Matenadaran imienia tego samego świętego, które nosi prowadząca doń aleja. Blokuje on dostęp do wykutych w litej skale pomieszczeń, zamkniętych stalowymi wrotami, które mogą wytrzymać wybuch jądrowy. Tak Ormianie zabezpieczają spuściznę swojego narodu, tam ukryli ponad 17 tysięcy manuskryptów, ksiąg i starodruków. Obejmuje on niemal każdą dziedzinę ormiańskiej nauki i kultury starożytnej oraz średniowiecznej - historię, geografię, filozofię, gramatykę, prawo, medycynę, matematykę, literaturę… Znajdują się tam rękopisy w języku arabskim, perskim, greckim, syryjskim, łacińskim, etiopskim, indyjskim czy japońskim.

Dla Ormianina Matenadaran jest świątynią, a książki w nim zgromadzone to relikwie. Część z tych ksiąg ukrywano latami w ziemi, w jaskiniach czy szczelinach skał, a wiedzę o miejscu ukrycia przekazywano z pokolenia na pokolenie. Za niektóre z tych woluminów zapłacono najwyższą cenę.

Księgi, towarzyszą Ormianom od początków ich chrześcijańskiej tożsamości. Był to przede wszystkim Stary i Nowy Testament, które na ormiański zostały przetłumaczone już w V wieku. Najstarszy zachowany zabytek piśmiennictwa ormiańskiego, który można zobaczyć w Instytucie pochodzi z V wieku. Został odczytany w X-wiecznym (986 r.) Ewangeliarzu Sanasarian.

– Pergamin był bardzo kosztownym materiałem. Posiadacze starych pergaminowych książek, których tekst czy styl pisma w owym czasie był niezrozumiały, wykorzystali je ponownie. Ścierali poprzedni tekst i pisali nowy. W ten sposób w X-wiecznym ewangeliarzu odczytano fragmenty tekstu z V wieku – wyjaśnia oprowadzająca nas po ekspozycji dr. Piruz Mnacakanyan, Ormianka, która obroniła doktorat na Uniwersytecie Jagiellońskim, a obecnie pracuje w Instytucie Matenadaran.

Najstarszym zachowanym w całości ormiańskim rękopisem jest pochodzący z VII wieku Ewangeliarz Matki Katolikosa (Katolikos to przywódca duchowy Ormiańskiego Kościoła Apostolskiego). To na tym ewangeliarzu swą przysięgę składają prezydenci Armenii.

To dzięki świętemu Mesorpowi Masztocowi, który stworzył ormiański alfabet i jego uczniom, mnichom znanym, jako Święci Tłumacze w zasobach ludzkości pozostało wiele dzieł, które zaginęły w językach używanych przez ich autorów. Ryszard Kapuściński w „Imperium” pisze o nich: „Już w VI wieku przetłumaczyli na ormiański całego Arystotelesa. Do X wieku przetłumaczyli większość filozofów greckich i rzymskich, setki tytułów literatury antycznej. Ormianie mają otwartą, chłonną umysłowość. Tłumaczyli wszystko, co było pod ręką. (…) Wiele dzieł starożytnej literatury ocalało dla kultury światowej tylko dzięki temu, że zachowały się one w ormiańskich przekładach. Kopiści rzucali się na każdą nowość i od razu brali ją na pulpit. Kiedy Arabowie podbili Armenię, przetłumaczyli całych Arabów. Kiedy najechali na Armenię Persowie, przetłumaczyli Persów! Byli w sporach z Bizancjum, ale co się tam ukazało na rynku, też brali i tłumaczyli”.

Do najbardziej znanych zabytków, tak zwanych „kodeksów uratowanych”, należy Kronika Euzebiusza z Cezarei, której jedyny zachowany w całości egzemplarz znajduje się obecnie w Matenadaranie.

– Te dzieła przetrwały ponieważ Armenia jest jedynym krajem na świecie, gdzie ludzie, którzy przyczynili się do tworzenia pisanego słowa, są zaliczani w poczet świętych – mówi doktor Mnacakanyan.

Kiedy Ormianie byli prześladowani, część ukrywała się w górach, a część emigrowała. Ginęli, ale nie potrafili porzucić ksiąg. Uciekali porzucając dobytek, ale nie księgi. Jeśli były zbyt ciężkie, by je nieść w całości, dzielili je na połówki. Te półksięgi rozeszły się po najdalszych krańcach globu. Niektóre z nich można obejrzeć na ekspozycji w Instytucie Matenadaran. Ten Instytut robi nieprawdopodobne wrażenie na miłośnikach książek. Możemy tam na własne oczy zobaczyć dzieła, które powstały gdy na naszych ziemiach dopiero powstawał język prasłowiański, a pomysł, że można go zapisać nikomu jeszcze nie przyszedł do głowy.

Plac Republiki
Zagubiony kościół
Historia Ormian to lat tysiące. Wiele z nich minęły w cierpieniu. Fot. Tomasz Nowak.

Stare i tragiczne

Najstarszym zabytkiem Erywania, często utożsamiana z samym miastem jest twierdza Erebuni. Jej ruiny znajdują się na wysokości 1017 metrów na wzgórzu Arin Berd w obrębie miasta. Wzgórze zainteresowało naukowców już w 1894 roku. Pierwsze wykopaliska przeprowadzono jednak dopiero pół wieku później. 

Erebuni zostało założone przez urartyjskiego króla Argisztiego I w 782 r. p.n.e. Miało służyć jako twierdza wojskowa chroniąca północne granice królestwa, choć jednocześnie zostało „zaprojektowane jako wielkie centrum administracyjne i religijne, w pełni królewska stolica”.

Główne wejście do twierdzy znajdowało się na łagodniejszym południowo-wschodnim zboczu wzgórza. Prowadziło do centralnego dziedzińca cytadeli. W południowo-zachodniej części dziedzińca znajdowała się świątynia boga Chaldiego. Jej ściany były ozdobione kolorowymi freskami przedstawiającymi postaci ludzkie, bogów, wzory geometryczne i kwiatowe. 

Odkryto tam również magazyny zboża, oliwy i wina. W wykopaliskach znaleziono ogromne ceramiczne dzbany, zakopane do połowy w ziemi, co naturalnie utrzymywało zawartość w chłodzie, w których przechowywano wino i oliwę. Mniejsze ceramiczne naczynia były używane do warzenia piwa z jęczmienia.

W całym kompleksie znaleziono liczne inskrypcje klinowe wyryte na bazalcie. Niektóre z nich są obecnie eksponowane w muzeum, podczas gdy inne nadal można znaleźć na ścianach budowli. W 1968 roku powstało Muzeum Historii Erebuni. Muzeum przechowuje przedmioty odkryte podczas wykopalisk w Arin Berd i  przedstawia historię tego miejsca.

Kolejna architektoniczna perełka i „najwybitniejszy zespół architektoniczny” miasta to Plac Republiki. To on był głównym miejscem demonstracji podczas Aksamitnej Rewolucji w 2018 roku. Został zaprojektowany przez Aleksandra Tamaniana w 1924 r. Plac otoczony jest pięcioma głównymi budynkami zbudowanymi z różowego i żółtego tufu w stylu neoklasycystycznym z szerokim wykorzystaniem motywów ormiańskich. W jednej z jego części znajduje się basen z “tańczącymi” w rytm muzyki fontannami. Zespół budynków obejmuje między innymi Muzeum Historyczne, Galerię Narodową i Hotel Armenia. Warto odwiedzić zwłaszcza Muzeum, gdzie zgromadzono najbardziej wartościowe eksponaty pokazujące wieki ormiańskiej historii.

Tuż obok Placu Republiki znajduje się Bazar Vernissage. Tam można kupić niebanalne pamiątki. Idąc w jego kierunku podziwiamy kamienne krzyże - haczkary, niektóre z nich powstały wcześniej niż Jagiełło ruszył pod Grunwald, a tu stoją tak sobie między drzewami przy ulicy wrośnięte w miejski krajobraz.

Bazar ma około 400 m i jest pełen ormiańskiego rękodzieła oraz przeróżnych staroci. Jako element dekoracyjny dominuje owoc granatu, który w ormianskiej mitologii symbolizuje płodność i szczęście, chroni również przed złym losem. Na bazarze mało jest chińskich pamiątek, dominują autentyczne przedmioty wykonane przez rzemieślników. Trafiają się prawdziwe rarytasy. Panów mogą zainteresować misternie rzeźbione szachy, a panie filigranowa srebrna biżuteria.

Podróżować po Erywaniu możemy metrem, autobusami, marszrutkami ale najwygodniejsze wydają się taksówki. Stoją wszędzie i nie przypominam sobie abyśmy kiedykolwiek za kurs zapłacili więcej niż 1000 dram (niecałe 10zł). Nigdy też nie zapłaciliśmy mniej. Taksówkarz zapytany o cenę kursu podnosi zwykle w górę jeden palec i cena jest ustalona. Później z dumą zaczyna opowiadać o swoim kraju, jego ludziach, jedzeniu, winie, życiu i genocydzie czyli ludobójstwie dokonanym przez Turków. Każdy też wspomina, że najlepsza na świecie woda jest w Armenii i natychmiast zjeżdża do krawężnika abyśmy jej spróbowali z któregoś z tysięcy poidełek. Te są bardzo pomocne, zwłaszcza, że letnie temperatury w stolicy często przekraczają 40 stopni.

Jeśli sobie zażyczymy taksówka zawiezie nas wprost do Muzeum - Instytutu Ludobójstwa Ormian, którego budynek wciśnięty jest bezpośrednio w zbocze wzgórza Cicernakaberd. Roztacza się z niego widok na malowniczą dolinę i majestatyczną, świętą dla Ormian, górę Ararat, która od czasów ludobójstwa znajduje się po tureckiej stronie granicy. Wystawa muzealna zajmuje nieco ponad 1000 metrów kwadratowych i składa się z trzech głównych sal. Przekaz Muzeum nie epatuje przemocą i martyrologią. Opiera się na zrozumieniu, że ludobójstwo Ormian jest ważne dla zapobiegania podobnym przyszłym tragediom i jest zgodne z ideą, że ci, którzy zapominają o przeszłości, są skazani na jej powtórzenie.

Muzeum uzupełnia kompleks pomnikowy z 44-metrową stela symbolizującą narodowe odrodzenie Ormian. Dwanaście płyt ustawiono w okręgu, reprezentując dwanaście utraconych prowincji w dzisiejszej Turcji. W centrum okręgu, na głębokości 1,5 metra, znajduje się wieczny płomień poświęcony 1,5 milionom ludzi zabitych podczas ludobójstwa Ormian. Największe wrażenie robi hipnotyzująca podniosła muzyka, która wydobywa się z płomieni i odbija od otaczających go kamiennych płyt.

Wzdłuż parku otaczającego pomnik znajduje się 100-metrowy mur z nazwami miast i wsi, w których miały miejsce masakry i deportacje. Na tylnej stronie muru umieszczono płyty upamiętniające osoby, które przyczyniły się do łagodzenia cierpienia ocalałych.

 

Pomnik Matki Armenii
Wejście do Muzeum Książek.
W Armenii tłumacze książek trafiają w szeregi świętych. Fot. T. Nowak

Tylko w Erywaniu

Erywań to nie tylko zabytki. W środku miasta wybudowano coś, co amerykański „New York Times” określił jako „jeden z najdziwniejszych i najbardziej spektakularnych budynków muzealnych na świecie”. Chodzi o Kaskady, czyli 572 stopnie, które wznoszą się na wysokość 300 metrów. Są one wykonane z białego porfiru. Nazwa wywodzi się od fontann, których wody spływają po progach na kształt kaskady. Tarasy Kaskad i park przed nimi zdobią niezwykle interesujące rzeźby, ozdobne kwietniki i współczesne chaczkary. To część Muzeum Sztuki Cafesjiana, które we wnętrzu kaskad skrywa dzieła sztuki w tym ponad 5000 prac z dziedziny szkła artystycznego.

Na górze Kaskada planowana była budowa dużego szklanego muzeum. Budowę rozpoczęto by po wykonaniu wykopów i części zbrojeń porzucić. W efekcie Kaskady kończą się krajobrazem, który łatwiej odkryć w Czarnobylu niż nowoczesnym mieście.

Obok wykopów znajduje się willa, którą naród ormiański podarował francuskiemu piosenkarzowi, kompozytorowi, autorowi tekstów piosenek znanemu jako Charles Aznavour, choć właściwie nazywał się Szahnur Waghinak Aznawurian i pochodził z Armenii.

W Erywaniu brzegi rzeki Hrazdan spina most. Nic w nim nadzwyczajnego. Ot, most jakich wiele ale o tym mieszkańcy mówią, że jest pijany. Nie dlatego, że buja się i zatacza. Powód jest prozaiczny. Na obu jego końcach stoją fabryki koniaków Noy (po naszemu Noe) i Ararat (w 1902 r.  Francuzi na konkursie w Paryżu byli pod tak wielkim wrażeniem trunku, że zezwolili ormianom nazywać swój produkt koniakiem. Do dziś bije na głowę francuskie destylaty). Oba zakłady mają muzea, ale to u Noego wydaje się ciekawsze, a i koniak, moim zdaniem, lepszy.

W muzeum NOY zwiedzimy ekspozycję, gdzie przewodniczki podzielą się z nami wiedzą na temat produkcji koniaków. Później zaprowadzą nas do dojrzewalni, w której można upić się oparami alkoholu w otaczającym nas powietrzu. Destylatu ubywa w beczkach, bo paruje przez klepki. Przewodniczki twierdziły stanowczo, że trunku ubywa, ponieważ to anioły go wypijają.

W końcu wylądujemy w piwnicach kilka pięter pod ziemią. Zostały one wykute w miękkich skałach wulkanicznych gdzie ostatecznego smaku nabiera destylat, ale także leżakują beczki ze 100 letnią i starszą malagą, którą dodaje się do koniaku aby otrzymać ostateczny bukiet. Te beczki robią chyba największe wrażenie. Są tak wielkie, że w każdej można by urządzić niewielki pokój.

Na końcu czeka nas degustacja. Podczas niej dowiemy się jak zmiana się smaku koniaku wraz z upływem lat, dowiemy się z czym go pić aby podkreślić aromat, a także co to są łzy dziewicy (dla niewtajemniczonych: to prople osadzające się na kieliszku). 
 

Dojrzewalnia w NOY
Beczka z malagą o pojemności 700 l.
W muzeum NOY w piwnicach kilka pięter pod ziemią znajdują się beczki z koniakiem. Turyści mogą uczestniczyć w degustacji. Fot. T. Nowak.

Odkryć ukryte

Kościołów w Armenii jest wiele. Wszystkie są surowe, pozbawione zbędnych zdobień czy złoceń. Skromny ołtarz, czasem krzyż lub fresk, obraz z wizerunkiem świętego patrona i ściany poczerniałe od kopcia świec, Grube kamienne mury i okienka przepuszczające niewiele światła sprawiają na wchodzącym wrażenie przekraczania pewnej granicy między sacrum i profanum.

Ormianie bardzo troszczą się o ślady pamięci, kamienne krzyże - chaczkary. Niejednokrotnie równie kruche jak pergamin czy papier, były przez wieki chronione przed najeźdźcami czy przed radzieckimi władcami ich kraju. Wszystko po to, aby nie utracić suwerenności, aby pamięć przetrwała. Ukrywali, zatem książki, ukrywali chaczkary, które były skrupulatnie niszczone, ukrywali nawet kościoły. Kiedy w 1936 r. sowieci burzyli XVII-wieczną Bazylikę Matki Bożej, aby zastąpić ją budynkami mieszkalnymi, wewnątrz znaleźli XIII-wieczny Kościół Katoghike, otoczony ścianami wielkiej bazyliki. Kościół ten ocalał jedynie dzięki protestom archeologów.

Przetrwały również tak zwane ”cudowne Ewangeliarze”, podobne cudownym obrazom, które raz w roku opuszczają ściany Instytutu Matenadaran by mogli je obejrzeć wierni i pielgrzymi podczas uroczystości w kościołach.

– Po liturgii ewangeliarz wraca do Matenadaranu, by za rok, znowu zgromadzić wiernych, pewnych jego cudownej mocy – opowiada doktor Mnacakanyan.

Te księgi, kościoły, chaczkary to świadkowie wydarzeń, kamienie milowe historii Ormian. Podczas pobytu w Armenii można ich zobaczyć, dotknąć, można poczuć zamknięty w nich upływ czasu i pokoleń.

Zostań z nami

Bądź na bieżąco